'Życie seksualne dzikich' - 'The Sexual Life of Savages'. Lekcje antropologii po 100 latach.

Są jeszcze miejsca na ziemi, gdzie nie dotarł jeszcze i nie dotrze już plastik; gdzie wycieczki z chińskiego orbisu nie zaparkowały swoich autokarów; gdzie w sylwestrową noc domorośli piromani nie straszą zwierząt fajerwerkami.
Kiedyś tak było w Azji Pd-Wsch. Teraz Azja to niecała połowa drogi do raju...
Po ciężkich lekturach najtęższych umysłów piszących na tej planecie, wyciągnąłem z torby podróżnej na bambusowy stół ostatnią książkę - perełkę kupioną w antykwariacie:

'Życie seksualne dzikich' - 'The Sexual Life of Savages'.

'Wśród towarów płynących do Nowej Gwinei w lipcu 1914 r. znalazły się: plastry bekonu, świeże śledzie, mięso krabów, gulasz irlandzki, rosół z kurczaka, potrawka z zająca, ikra z dorsza, ser szwajcarski, sardynki, ostrygi, kakao Van Houtena, słoiki z francuską musztardą, ketchup Heinza i pięć tysięcy różnych pigułek. W bagażu zmieściły się jeszcze dywan, ścienny zegar, łóżko, koce, pościel, brezentowa wanna i umywalka, dwa stoliki, dwa krzesła, lampa, namiot i parasol od słońca. Najcenniejszym przedmiotem był aparat fotograficzny Klimax, a najbardziej wytwornym – dwie pary nabijanych ćwiekami kolonialnych butów z cholewami. Największą sławę zyskały jednak 24 wykonane na zamówienie stukartkowe notesy z kremowego papieru, a raczej to, co na nich zapisano. Tak wyekwipowany Bronisław Malinowski opuszczał mury London School of Economics, gdzie przez cztery lata studiów zdołał wyróżnić się niezależnością myślenia, inteligencją, a także talentem towarzyskim. Młody antropolog wyruszał na wyprawę, by z kilkunastu wysp Melanezji, które zamierzał odwiedzić, przywieźć zbiór rękodzieła i własne obserwacje zachowań „dzikich”. Wrócił tymczasem z monografią, która stała się najbardziej wpływową pracą, jaką napisano w antropologii. Kluczową dla powstania brytyjskiej antropologii społecznej, którą Amerykanie nazwali później antropologią kulturową. Można powiedzieć, że podobnie jak astronomię dzieli się na „przed” i „po” Koperniku, tak antropologię na „przed” i „po” Malinowskim. Przed nim była to dziedzina uprawiana przez zacnych profesorów w zaciszach posępnych gabinetów, zwrócona głównie ku kolekcjonowaniu – zarówno wytwarzanych przez „dzikich” przedmiotów, jak i opisów dziwacznych dla Europejczyka obyczajów, jakim się tubylcy oddawali. Antropolodzy snuli swe teorie w Londynie bądź Oksfordzie, nie widząc na oczy obiektu badań, i polegali na sprawozdaniach brytyjskich urzędników kolonialnych albo na listach misjonarzy i podróżników. Wierzono również w linearny rozwój kultury, na samym początku umieszczając australijskich Aborygenów, uważanych za „przed -ludzi”, a na końcu – mieszkańców Londynu, największej wówczas światowej metropolii. Gdzieś pomiędzy sytuowano np. Włochów – jako ludzi wprawdzie racjonalnych, ale zarazem bardzo emocjonalnych.'

 

Więcej: https://www.facebook.com/tomasz.major.9/posts/2158329210885087